piątek, 15 lipca 2016

Ze skrajności w skrajność...

... czyli różne reakcje ludzi na Ozgarda.

Możemy rozróżnić wiele typów codziennie mijanych na ulicach ludzi. Ja wyróżniam głównie trzy takie typy, a mianowicie:

Kochających, bojących i obojętnych (oczywiście można to podzielić na duuużo więcej, ale po co utrudniać sobie życie?)


Najwięcej spotykam jednak właśnie tych skrajnych, a obojętnych jest stosunkowo mało.

Najbardziej lubię tych kochających, ale w bezpiecznej odległości. O co chodzi? Podejdzie, zapyta, wypowie się, ale nie leci od razu z łapami na głowę psa.


Tak, tak! Tacy co lecą z łapami też są i są jednymi z najbardziej denerwujących. Jak zazwyczaj to wygląda? Nie zapyta, nawet na Ciebie nie spojrzy tylko wyciąga łapę i (plask) kładzie na głowie Twojego psa. A wiecie co jest najlepsze? Jak sam łapska nie wyciągnie, ale dziecku każe, bo piesek ładny, zadbany to nie gryzie - prawda? Otóż nie zawsze prawda, ale zakładam, że są tu sami psiarze i wiedzą co i jak ;).


Może przedstawię Wam jedną z sytuacji, które ostatnio mi się zdarzyły?

Wyjazd do Zakopanego, ostatni dzień w hotelu, kolonia dzieci z podstawówki. Wracamy z Alą z wieczornego spaceru, a dzieci biegają po całym ośrodku w piżamach. Chcemy wsiąść do windy i co się stało? Dzieci nas otoczyły, a jeden z nich prosto z łapami w pysk mojego psa. Ozgard toleruje takie rzeczy, ale tutaj już nie wytrzymałam(bo sami wiecie jak to jest - akurat mój to toleruje, a jakby to był inny pies, który podchodzi do tego inaczej nie byłoby kolorowo) i powiedziałam do dzieciaka czy wiedział, że pies może ugryźć. Co się stało? Uciekł przerażony gdzie herbatkę się parzy... (odmiana gdzie pieprz rośnie :) ), a kolejne dziecko, trochę przestraszone, normalnie spytało czy może pogłaskać. Odpowiedź była prosta - "jasne, że tak".



No ale tu głównym bohaterem jest dziecko! - powiecie. No to może coś z dorosłym.

Jest spokojny, ciepły, wiosenny wieczór, Słońce powoli ustępuje i znika, wręcz bajecznie za horyzontem... Ekhm, no i wracamy z socjalu w otoczeniu miejsko-wiejskim (ale bardziej z naciskiem na miejskim). Idziemy spokojnie chodnikiem aż tu nagle... BAM! ... Kobieta, którą mijaliśmy uderza (no dobra... poklepuje) rękom w głowę mojego psa. Zatrzymuje się już sfrustrowana całą sytuacją. Miła pani mnie zauważa (cóż za zaskoczenie...) i pyta czy to jest husky. Udało mi się utrzymać nerwy na wodzy i odpowiedź z sztucznie przyklejonym uśmiechem, że "nie, to karelski pies na niedźwiedzie". W odpowiedzi dostałam niedowierzające parsknięcie i koniec konwersacji...


No dobra... O tych pierwszych już wiecie, więc przejdźmy do tych drugich.


Są to ludzie, którzy widząc psa na smyczy uciekają na drugą stronę ulicy i krzyczą, że masz psa trzymać przy sobie. Albo jeszcze inaczej:

Idę z Ozim, który w ten dzień wyjątkowo grzecznie szedł przy nodze i się nie wyrywał (oczywiście na smyczy). Maszerujemy wytrwale po chodniku, a przed nami jakaś parka z dziećmi, między nami a nimi dystans jakichś 3 metrów. Nagle facet (najwidoczniej głowa rodziny) odwraca się i mówi do mnie z odrazą "Zejdź na ulicę z tym psem". Przyznam, że mnie zamurowało, patrzę zdziwiona i odpowiadam "Przecież idzie na smyczy, przy nodze". Reakcja? Zaczął na mnie krzyczeć, że on sobie nie życzy, bo mój pies może pogryźć jego bachora. Jako iż nie chciałam się kłócić z jakimś maczo po prostu ich wyprzedziłam bez żadnego komentarza. No dobra... Wspominając to dalej się denerwuje, ale wtedy udało mi się opanować.


Na szczęście są też tacy bardziej spokojni, którzy sami się odsuną i powiedzą, że "psom nie można ufać" (a tak btw to jak psom nie można ufać to komu można?)

O takich sytuacjach można by się rozpisywać, jednak ja postanowiłam przedstawić te najbardziej hardkorowe, które mówią same za siebie. A jakie były Wasze najdziwniejsze sytuacje? Koniecznie napiszcie o nich w komentarzach! :)

 








Pozdrawiamy,
Wiktoria i Ozgard


P.S. Nie mówiłam tu o ludziach, którzy byli naprawdę sympatyczni i okazali się bardzo ciekawi rasy, wychowania itd. :)