środa, 27 kwietnia 2016

16.04 - Czyli nowe problemy i nasza historia

Tak wiem, bardzo długo nie pisałam, ale chyba po prostu nie czułam takiej potrzeby. Po tytule pewnie widzicie, że będę tu pisać o porażce jaka była na ostatniej wystawie, ale może zacznę od początku..

.

Gdy przywieźliśmy Ozgarda do domu był małą, śmierdzącą, sfilcowaną kulką. Bał się wyjść po za obręb ogrodu, bał się słupów, domów, nowych przedmiotów, hałasów. Wyjątkiem jego lęku były tylko inne psy i ludzie - do nich podchodził wyjątkowo radośnie, czyli tak jak szczeniak powinien. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że profesjonalna nazwa tego zaburzenia to zespół kenelowy. Przed przybyciem psa pochłonęłam wiedzę z kilku jak nie kilkunastu książek o behawiorystyce, ponieważ chciałam być jak najlepiej przygotowana na nowego członka rodziny. Mijały miesiące, a ja powolutku wyprowadzałam moje marzenie ze swoich problemów. Gdy Ozgard miał 10 miesięcy zachowywał się już odpowiednio dla swojego wieku. Pomijając fakt, że nie lubił przytulania, głaskania i strasznie ciągnął na smyczy, był dobrze wychowanym jak na swój wiek psem.


Przez pewien czas był spokój...


Kolejne problemy zaczęły się, gdy mój mały chłopiec zaczął wchodzić w okres dojrzewania - czyli mniej więcej w maju 2015 roku. Jakie problemy? Ależ oczywiście, że agresja do innych samców. Nie myślcie sobie, że zaczął atakować sam z siebie... Ponieważ mieszkamy w małym mieście/wsi większość psów biega sobie luzem, a właściciele nie patrzą czy są agresywne czy nie. Za którymś atakiem Ozi również zaczął "odwarkiwać" na zaczepki, ale sam nie śmiał atakować. Wielkim skokiem był tutaj nasz wyjazd nad morze - właśnie w majówkę ubiegłego roku. Ozgard był wtedy na nowym terenie i obudziła się w nim chęć walki o to terytorium. Nie chodziło mu o to żeby skrzywdzić inne psy - co to to nie. Pewnego poranka gdy byliśmy z Alą i Cziką na plażowym, bezsmyczowym spacerku (było tak wcześnie, że plaża świeciła pustkami) podbiegły do nas trzy zaniedbane kundelki. Oczywiście byłam tą sytuacją przerażona, ale na szczęście okazało się, że Ozi jedynie trochę je nastraszył żeby mu uległy, a potem zaczęła się zabawa. Żaden pies na tym nie ucierpiał. Na tym samym wyjeździe zaatakował go jeszcze berneński pies pasterski biegający bez smyczy, którego właściciele mieli widocznie gdzieś. Wtedy został popełniony jeden z większych błędów. Otoczyliśmy Ozgarda, bo baliśmy się, że sam go zaczepi. Wydaje mi się, że od tamtego momentu poczuł, że może zaczepiać, bo zawsze go obronimy. Nie wnioskuję tego tak o - po prostu tak było. Rzucał się do każdego napotkanego psa.



W pierwszy miesiąc wakacji wszystko naprawiłam. Ozi praktycznie do każdego psa był nastawiony przyjaźnie, a te które nie przypadły mu do gustu ignorował. Kolejny sukces. Kiedy wszystko było tak wspaniałe pies sąsiadów podbiegł do naszego ogrodzenia i zaatakował Ozgarda przez bramę, a kilka dni później agresywny jamnik innych sąsiadów zerwał się z łańcucha jak moja mama była z nim na spacerze i co? Oczywiście, że się rzucił. Znowu wszystko zniszczone, a pies rzuca się do każdego. Ale co się dziwić? To są tylko ataki, które wyjątkowo zapadły mi w pamięci, ale możecie mi uwierzyć, że co najmniej raz na 2-4 tygodnie zdarzała się idealnie taka sama - pies bez smyczy wybiegał i atakował. Potem ze strachu trochę odseparowaliśmy Ozgarda, bo nie chciałam robić ludziom takich problemów jakich mam ja. Na czym to polegało? Nie pozwalałam mu się wąchać psami, bo wiedziałam, że zaatakuje, a jego merdanie ogonkiem nie zawsze jest oznaką sympatii.

Kolejny wstrząs miał miejsce w listopadzie. Pojechaliśmy wtedy do Świnoujścia. Był to nasz kolejny wielki sukces. W ciągu 2 dni Ozgard zaprzyjaźnił się z 9 psami i żadnego nie zaatakował. Nie sprawiał żadnych problemów (no może trochę żebrał w restauracji). Wracamy i co? Kolejne ataki, znowu gryzienie się przez płot z sąsiadem, znowu Ozgard nie zaczynał.

Powoli pozbyliśmy się problemów. Ozgard zaprzyjaźnił się nawet z długowłosym owczarkiem niemieckim... I znowu zaatakowało nas kilka psów z czego jeden nawet mnie zadrasnął. Znowu ataki... Oczywiście znowu dołożyłam starań żeby wszystko się unormowało.

No i dotarliśmy właśnie do Wystawy Psów Myśliwskich we Wrocławiu 16.04. Co się wydarzyło podczas wielkiego, wystawowego debiutu mojego taty? Wszystkie problemy się skumulowały i powróciły. Wróciliśmy niemalże do początku. Ozgarda przeraziły szeleszczące, głośnie i bolące nawet ludzkie uszy głośniki. Z przerażenia wpadł w szał i atakował psy, więc staliśmy z nim na uboczu trzymając kciuki, że na ringu, tak jak zwykle, się uspokoi. Niestety nasze nadzieje były złudne. Przez to, że psy nie zachowały dystansu na ringu z Ozgarda uleciały wszystkie emocje, strachy, nerwy i stety niestety został zdyskwalifikowany.


Na dzień dzisiejszy minęło półtorej tygodnia i mogę powiedzieć, że znowu jest lepiej. Co będzie dalej? Nie wiem. Dzięki bardzo uprzejmej pomocy innych właścicieli kareli zyskaliśmy namiary na najlepszych behawiorystów. Czy się na to zdecyduję? Zobaczę. Chyba jak każda nadopiekuńcza matka boję się oddać dziecko pod metody nieznajomego. Jeśli chodzi o szkolenie Ozgard jest dość nietypowym psem, bo trzeba zachować twardą rękę, ale równocześnie być delikatnym. Jeśli znowu coś pójdzie nie tak na pewno się na to zdecyduję...

Pewnie zastanawiacie się czemu o tym wszystkim piszę. Przecież został zdyskwalifikowany - WSTYD. Mniejsze szanse, że zostanie reproduktorem, zła opinia... Ale czy na pewno? Według mnie ta ocena ma pokazać, że jest jakiś problem, który trzeba rozwiązać. Karelczyki takie są, nawet we wzorcu o tym pisze. Mimo wszystko zamierzam z tym walczyć dopóki się nie uda.

Od dnia dzisiejszego postaram się pisać raz w tygodniu o postępach i błędach jakie zaobserwowałam w swoim i jego zachowaniu. Po napisaniu tego wszystkiego ogromnie mi ulżyło.

Mam nadzieję, że fakt ile razy cały świat walił się mi i Ozgardowi Was też zmotywuje do działania!

Pozdrawiamy,
Wiktoria i Ozgard



 P.S. Wstawiłam kilka zdjęć zrobionych w kwietniu żebyście nie myśleli, że jest aż tak źle :)

P.S.2 W żadnym wypadku nie polała się krew!!!




3 komentarze:

  1. O kurde... Masakra :/ Trzymam kciuki, żeby udało Wam się wrócić do 'wcześniejszego trybu'!

    Pozdrawiamy, J&T!
    http://littlewhitecompanion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie posty są zdecydowanie potrzebne. Na co dzień widząc te wszystkie piękne zdjęcia, uśmiechnięte psy wykonujące sztuczki, wydaje nam się, że tylko my mamy pewne problemy z czterołapem. Tymczasem każdy je miewa. Większe lub mniejsze, ale dosłownie każdy. I takie posty są potrzebne, aby ludziom to uświadamiać, równocześnie dając motywację do działania i okazując takie mentalne wsparcie innym. Wam na pewno było ciężko i podziwiam was za siłę, aby radzić sobie z tymi wszystkimi problemami i za nieustanne parcie do przodu, nie poddawanie się. Życzę wam wszystkiego co najlepsze i wierzę, że będzie już tylko lepiej! Ta wystawa odsłoniła wasze rzeczywiste problemy, wiecie, na czym faktycznie stoicie i to dobrze - nie ma co uciekać przed problemami. Ozgard (jak ja uwielbiam to imię <3) odsłonił się wtedy kompletnie, to była dobra szkoła dla was. Najlepiej potraktować to jako po prostu kolejne, cenne doświadczenie. I jeszcze raz mówię - trzymam za was kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest najgorsze gdy pracujesz z psem idziesz z nim na spacer po wsi a tu buum pies wylatuje z zębami do naszego psa. Miałam kilka sytuacji takich że Szasta skacze z zębami do innych psów czasem i do ludzi - szczególnie mężczyzn. Długo walczyłam z Szastą i jej problemem aż puuf jakiś "kundel" wbiegł w mojego psa i zaczął szczekać ujadać pod karkiem Szasty, pies mądry był i został na moje polecenie, został i nie ruszył. Ale jeśli bym zwolniła z komendy Szasta by zaatakowała.
    Trzymam kciuki żeby wszystko wróciło do normy !

    OdpowiedzUsuń