Dziś chciałabym podzielić się z Wami moim zdaniem na temat kolczatki, kolców czy jak to tam nazwać.
Kiedy zaczynałam wgłębianie się w psią behawiorystykę, jeszcze zanim kupiliśmy Ozgarda przechodziłam przez różne etapy. Najpierw byłam zakochana w teorii Cesara Milana, potem całkowicie ją obaliłam i popierałam tylko metody pozytywne. Jak sytuacja wygląda dziś?
Jak wiecie ze zdjęć używałam kolczatki, była ona jednak całkowicie luźna i dopiero przy wystąpieniu agresji następował impuls. Ozgard zapięty był zarówno na kolczatkę jak i na szelki. Według mnie tak wygląda prawidłowe stosowanie kolczatki. Dodam również, że nasze kolce są tak wyprofilowane i tępo zakończone, że gdy zaciśniesz je na nodze nie czujesz bólu, trzeba naprawdę mocno szarpnąć.
Aktualnie już zrezygnowałam z tej metody choć powiem szczerze, że nam pomogła. Nie zauważyłam żeby pies był wystraszony czy też nie chciał zakładać tego rodzaju obroży. Więc kolejne pytanie - Skoro kolczatka jest taka genialna to czemu z niej zrezygnowałam?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Po rozmowie z Panem, który zna się na rasie uświadomiłam sobie jedną rzecz. Kolczatka ma takie poparcie i siłę przebicia, bo człowiek trzymając ją czuje się pewniej. Fakt - daje mocny impuls psu, ale w naszym przypadku chodziło właśnie o tą pewność. Jakby to Cesar Millan powiedział - energia, którą wysyłamy psu jest inna, jesteśmy pewni naszego przywództwa. I wiecie co? Faktycznie tak jest. Jeśli nie wierzycie to spróbujcie iść z psem zgarbieni i z myślą "On na pewno zaraz się rzuci!" - od razu to wykorzysta, będzie ciągnąć na wszystkie strony, przejmie dowodzenie i może faktycznie się rzuci, a jak tylko się wyprostujecie i pomyślicie pozytywnie "Nie rzuci się, bo po co miałby to robić? Przecież nie musi mnie bronić" - pies idzie ładnie, nie ciągnie się, jest wpatrzony we właściciela. Ja zrobiłam taki eksperyment i powiem Wam szczerze, że nawet nie pomyślałabym ile zmienia inne nastawienie.

Dlatego też Ozi się rzucał - gdy tylko ja lub ktoś z mojej rodziny widzieliśmy innego psa cali się spinaliśmy i sami wywoływaliśmy atak. Kiedy pies nosił kolczatkę nasze ego rosło i nie obawialiśmy się reakcji Oziego aż tak, dlatego było lepiej.
Ale wróćmy do tematu kolczatek... Jak w końcu z nimi jest? Są dobre czy złe? Według mnie nie można ich zakwalifikować bezpośrednio do żadnej z tych grup, bo wszystko zależy od tego jak się jej użyje. Jeśli jest używana poprawnie może bardzo pomóc, ale jeśli szarpniemy o kilka sekund za wcześnie lub będzie cały czas napięta może zepsuć sprawę jeszcze bardziej.
Kolczatka była dla nas lekcją, która się przydała i pomogła jednak teraz, gdy już potrafi mijać psy bez zająknięcia nie widzę potrzeby jej stosowania.
Pozdrawiamy,
Wiktoria i Ozgard.